Na konferencji UN na temat reform narkotykowych wspomniano o polityce narkotykowej Czech, gdyż są one uznawane za dobry przykład sukcesywnego i liberalnego przybliżenia tego tematu. Jednak akcje czeskiej policji pokazują niestety bolesną różnicę między teorią a praktyką…
Pierwsze dziwne wydarzenie miało miejsce w roku 2013 kiedy to czeska policja oskarżyła dziennikarza o skuszenie się na degustację narkotyków. Mężczyzna wyznał bowiem dla żartu, że po zapaleniu jointa poprawia się mu wzrok. Sąd Rejonowy nie chciał się tą sprawą zająć, dlatego nie doszło do żadnej sprawy sądowej. Jednak kilka miesięcy później wydarzyła się następująca rzecz:
W dwunastu ze stu growshopów w całym państwie przeprowadzono racje pod komandem znanego aktywisty antynarkotykowego Jakuba Frydrycha. Myślał on, że niezbyt jasne sformułowanie czeskiego prawa „Zachęcanie do zażywania narkotyków i nadużywanie prawa do sprzedaży narkotyków” upoważnia go do zniszczenia lokali, które działają całkowicie legalnie już od 15 lat.
W kręgach czeskich konsumentów cannabisu ten dzień nazwano czarnym dniem. Również ze strony mediów, ekspertów i ogólnej społeczności akcja ta została nazwana jako niepotrzebna, kosztowna, a nawet jako niezgodna z prawem. Dr. Tomas Zabransky, który jest głównym doradcą w sprawie narkotyków, publicznie złożył wyjaśnienie, że w demokratycznej Europie, Kanadzie i Ameryce istnieje prawo do posiadania przyrządów służących do uprawy konopi, a także do posiadania nasion marihuany.
Jego zdaniem cała ta akcja policyjna wzmacnia tylko czarny rynek. Dr. Zabransky, który na początku czerwca 2016 roku w Budapeszcie wykładał wykład na temat modelu terapeutycznego, pomagał przy wprowadzeniu terapeutycznej marihuany w system zdrowotny, a obecnie wspomaga on powstawanie International Cannabis and Cannabinoids Institute.
Podczas rozpraw sądowych, które następowały po czarnym dniu, wszystkich właścicieli growshopów uznano za winnych. Żaden/żadna z nich nie trafili do więzienia, ale skonfiskowano ich całe zaopatrzenie sklepów. Niestety to jeszcze nie koniec tej historii, gdyż cały ten proces rozwinięto od nowa na polecenie najwyższego czeskiego prokuratora rejonowego, gdyż według niego właściciele growshopów dopuścili się złamania prawa i zachęcali do spożycia cannabisu.
Racja growshopowa nie była jedynym wrogim krokiem ze strony czeskiej policji. Już jesienią 2015 roku rozbiła ona grupę legalnych hodowców konopi przemysłowych i zamknęła ich w więzieniu. Sprawa ta zyskała na sporym rozgłosie ze względu na swoją absurdalność. Cały świat mógł śledzić, jak grupa kilku zanudzonych wiejskich policjantów obchodzi się z legalnymi i zameldowanymi producentami wolnego od THC cannabisu.
Niedługo potem policja wynalazła, że firmy i hodowcy konopi reklamujący się na corocznych targach konopnych Konopex w Ostravie, którzy wytwarzają tkaniny z konopi, stwarzają zagrożenie dla ogólnego bezpieczeństwa. Następstwem było to, że kilkunastu ciężko uzbrojonych policjantów całkowicie obstawiło teren targów.
Według opowiadań świadków policja przeprowadzała długie kontrole osobiste i konfiskowała w 100% legalne produkty konopne. W ten sposób masywnie zablokowano przebieg targów i interesów. Zdaniem Roberta Veverki, który jest redaktorem naczelnym magazynu Legalizace, liczba growshopów tylko na moment zmalała, ale wkrótce znowu znacznie wzrastać.
Wielu właścicieli próbuje zabezpieczać się przed następnymi racjami poprzez rozdzielenie swojego handlu na kilka placówek. Przez to mają nadzieję, że unikną oskarżenia o nawoływanie do konsumpcji marihuany. Jednak przez tą akcję wielu ludzi straciło swoje miejsce pracy, właściciele growshopów stracili miliony zysków, a ponadto państwo wydało kilkaset milionów z podatków na zamknięcie lokali, które były prowadzone całkowicie legalnie.
Koniec w końcu racje obniżyły dobre zdanie o policji w Czechach, a nie, jak planowano, o konsumpcji i hodowli konopi.