Jak już wiadomo, w Niemczech zalegalizowano medyczną marihuanę. W związku z tym, że Polska też zrobiła ważny krok w tym kierunku, warto jest przyjrzeć się, jak legalna medyczna marihuana wygląda w praktyce. W Niemczech jak na razie największym problemem okazuje się pytanie, kto ma pokrywać koszty leczenia pacjentów? W zależności od tego, w jakiej kasie chorych pacjenci są ubezpieczeni, bronią się one od pokrywania kosztów leczenia.
Jednym z haczyków nowego prawa cannabisowego w Niemczech, dzięki któremu tamtejsi pacjenci w niektórych przypadkach mają możliwość terapii marihuaną, jest jednoczesny przymus do prowadzenia szczegółowej dokumentacji.
Każdy pacjent musi wyrazić zgodę na to, że niektóre dane pobierane w trakcie jego terapii, będą mogły być przekazywane w anonimowej formie do celów naukowej oceny przez Bundesinstitut für Arzneimittel und Medizinprodukte, czyli Narodowy Instytut Leków i Produktów Medycznych.
Jest to jednak dodatkowy trud dla lekarzy, którzy z reguły i tak nie mają za dużo czasów dla swoich pacjentów. Jak więc dodatkowa papierkowa i ponadto żmudna praca ma być wynagradzana dla lekarzy? To pytanie jest nadal niewyjaśnione.
Jak wiadomo dane te muszą być przekazane równo rok po rozpoczęciu terapii, jednak przy przerwaniu leczenia natychmiast. Niemieckie Ministerstwo Zdrowia szacuje czas, jaki lekarz przy tym musi poświęcić jednemu pacjentowi na 45 minut. Nie ma jednak żadnej regulacji na temat, jak lekarz ma zostać za to wynagrodzony.
Związek Kas Chorych wynagradza to obecnie według jednolitej tabelki w wysokości 4,63 Euro. Bynajmniej pasuje to do całego obrazu realizacji tak długo wyczekiwanej ustawy – niepewni lekarze, szykanowani pacjenci i ogłupiająca biurokracja.
Ale przynajmniej Narodowy Związek Kas Chorych i same kasy chorych pertraktują o jednolitą regulację, która, miejmy nadzieję skończy się pomyślnie dla starających się o dobro pacjentów lekarzy. Jest jeszcze dziewięć miesięcy czasu, zanim nadejdzie termin składania wszystkich dokumentów.